Ewy Dorota Sobolta - in memoriam
.
Dla przyjaciół pozostała na zawsze człowiekiem obdarzonym pasją, dowcipem i szacunkiem dla kazdego człowieka.
(...) Dorota była całym sercem kynologiem a przede wszystkim była ciepłą, pomocną osobą z niesamowitym poczuciem humoru. Oddana briardom do końca życia. Przez te lata podziwialiśmy Jej pasję dla tej cudownej rasy i wiedzę, której nikt nie jest w stanie dorównać. Nieoceniona (...)
Iza i Jarek Pintera
„Psi Ludzie” to nie tylko kynolodzy, którzy swe życie wiążą z psami, tworząc z nimi nierozerwalne więzi, rozumieją się bez słów i merdnięć ogonem, żyjąc pod jednym dachem ze swoją szczekającą rodziną. „Psi Ludzie” najlepiej czują się z innymi „Psimi Ludźmi”, z nimi najczęściej zawiązują przyjaźnie i są im równie wierni, jak ich psy. Niektórzy z nich mają dar zarażania swą kynologiczną pasją, rozsiewają oni wirus miłości do zwierzaków, jeśli taki wirus kogoś zaatakuje to nie odpuszcza, aż do śmierci. Dorota należała do najznaczniejszego grona „Psich Ludzi”. Nie tylko kochała psy, ale pisząc o nich, publikując zarówno popularne, jak i bardzo fachowe materiały o swoich ukochanych rasach, zarażała innych ludzi dozgonną miłością do psów, mnie też zaraziła. Było to bardzo dawno temu, gdy poszukiwałem swojej rasy psa. W swoim wielkim mieszkaniu w kamienicy przy Piotrkowskiej w Łodzi, Dorota snuła swe czarodziejskie opowieści, siedząc w towarzystwie swych briardów i mgle papierosowego dymu. Ogrom wiedzy, książki, fotografie psów, zagraniczne katalogi i kynologiczne dyskusje do świtu – taką ją zapamiętam. Dorota odeszła w czasie, gdy nawet pogrzeby są „nie na czasie”, nigdy nie lubiła zgromadzeń… i swych fotografii. Zapewne ukażą się nekrologii z Jej tytułami, osiągnięciami, książkami i publikacjami. Ja zapalę świeczkę, wypiję kieliszek wina, by razem z moimi psami, w moim „psim domu” pożegnać kobietę, która zaraziła mnie miłością do kynologii, miłością mądrą, prawdziwą, zbudowaną z pasji „Psich Ludzi”. Cieszę się, że mieliśmy okazję się poznać, R.I.P Dorotko!
-Albert Kurkowski.
Ewa Dorota Sobolta (24 czerwca 1954 - 14 kwietnia 2020) była założycielką i Przewodniczącą Klubu Briarda & Beaucerona w latach 1995-2020, mgr psychologii klinicznej po Uniwersytecie Łódzkim, wieloletnim międzynarodowym sędzią kynologiczny do oceny psów z grupy 1 FCI (poza owczarkami niemieckimi) hodowcą briardów z przydomkiem „Variete” w latach 1986 – 2000.
E.Sobolta była członkiem ZKwP – Oddziału w Łodzi od 1.04.1982 roku, a w latach 1983-1998 była członkiem Prezydium Zarządu Oddziału. W latach późniejszych zrezygnowała z kandydowania i całkowicie poświęciła się Klubowi. Publikowała wiele artykułów o tematyce kynologicznej w prasie specjalistycznej, w latach 1982-1998 była jednym z głównych organizatorów łódzkich wystaw (w tym wszystkich międzynarodowych), pisała katalogi, informatory oddziałowe, napisała także książkę monograficzną o briardach w 1994r. i wznowioną w roku 1997 (w cyklu „Hobby”). Jest autorką pierwszych broszurek o briardach wydanych staraniem własnym w końcu lat 80-tych i w 1993 roku. Była też założycielką i redaktorem kwartalnika kynologicznego „Psy i my” w latach 1999-2001. Była także wiceprzewodniczącą w Klubie Psów Pasterskich Niepolskich od początku jego istnienia'.
Pierwszym ukochanym psem Doroty był owczarek podhalański Ringo, który odszedł na parwowirozę w wieku 5 lat. Po dramatycznej, przegranej walce o jego życie, Dorota postanowiła, ze nigdy nie będzie miała psa, bowiem rozstanie było zbyt bolesne.
Wiosną 1980 roku wybrala się na wystawę psów rasowych w Łodzi gdzie na ringu psów pasterskich zobaczyła psa.
Spotkanie to opisała tak :
(...) Akurat w tym momencie na ring wchodził pies, który wywarł na mnie tak piorunujące wrażenie, iż stanęłam jak oniemiała. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, ze istnieją briardy ale żywiołowe, wesołe zwierzę, które zobaczyłam było ucieleśnieniem mojego ideału psa. To była kilkumiesięczna DOLLY Cerna Hriva. Od pierwszej chwili nie mogłam od niej oderwać oczu. Myślę, że doznałam wtedy uczucia właściwego osobom, które pierwszy raz zobaczyły briarda i się w nim zakochały. Pełna radości i temperamentu, z włosem rozwianym na wietrze, łączyła w sobie wszystkie zalety charakteru i eksterieru, które zawsze chciałam mieć u swojego wymarzonego psa. I choć w naszym domu były wcześniej rozmaite, często bardzo kochane psy, to własnie Dolly stanowila kwintesencję wszystkich cech psychicznych i fizycznych, ktore mnie absolutnie urzekły. Pamiętam, że natychmiast po tym, jak właściciel zszedł z ringu, pobiegłam do niego i zasypałam go pytaniami związanymi z suką i ewentualnym potomstwem po niej. Choć cena za szczeniaka, którą podał własciciel była oszałamiająca (30tys.zł) zamówiłam szczenię i poprosiłam o możliwość widywania się suką. Tak zaczęła się moja przyjażń z Dolly. Choć byłam wtedy na studiach, co nie pozostawiało mi zbyt wiele czasu, to jednak kilka razy w tygodniu udawało mi się odwiedzać Dolly i chodzić z nią na dalekie specery. Początkowo w towarzystwie właściciela, później już tylko we dwoje przemierzałyśmy całe kilometry i wraz z upływajacym czasem rósł mój podziw dla tej niezwykłej suki a nasza wzajemna przyjażn zacieśniała się (...)
(...) Mijały długie miesiące a ja utrzymując ścisły kontakt z Gammą (domowe imię Dolly- przyp.red) - cierpliwie czekałam na uzyskanie przez nią hodowlaności i pierwszego tylko swojego briardzika, którym w moich zamierzeniach miał być czarny synek. Kiedy czas oczekiwania wydłużył się do dwóch lat z uwagi na całkowitą bierność jej właściciela, postanowiłam "wziąć sprawę we własne ręce" i poszukać dla niej partnera na terenie Polski. Nie było to niestety łatwe ale nie niemożliwe. Po pewnym czasie, bezskutecznym obdzwonieniu wszystkich oddziałów ZKwP, zaktywizowałam wszystkich znajomych - natrafiłam na ślad DICKUS'a de l'Harmitre w katalogu wystawy zakopiańskiej. Pojechałam do Krakowa i znalazłam jego właścicieli, co również nie było łatwe zważywszy na fakt, że mieszkali w innym miejscu i dzielnicy, niż było podane w katalogu. Wtedy po raz pierwszy zobaczylam płowego briarda (aż wstyd teraz przyznać ale wcześniej myślałam, że są tylko czarne).
Nieco póżniej, w maju 1982 roku pojechałam do Krakowa ponownie, tym razem już w towarzystwie Gammy. Niestety, ta eskapada nie przyniosła oczekiwanych efektów i dopiero w 1983 r. udało mi się osiągnąć upragniony cel w postaci narodzin pierwszego w Polsce miotu briardów. Tak oto w moim domu pojawiło się długo oczekiwane szczenię briarda, jednak nie czarny piesek, a płowa suczka - tak kochana jak upragniona - póżniejsza Championka AISZA JOY Herex, IPO I. (...)
AISZA została założycielką hodowli Variete 1986 – 2000
Foto – Marek Lewandowski. E.D. Sobolta z roczną Aiszą-Joy Herex na jej pierwszych wystawach w 1984 roku.
Ewa Dorota Sobolta założycielka i przewodnicząca Klubu Briarda & Beaucerona w latach 1995-2000. Jak w pożegnaniu napisali koledzy z oddziału łódzkiego ''Był to jeden z najdynamiczniej działających klubów''
(...) Kiedy 18 lat temu zakładałam Klub Briarda, było wokół mnie kilkadziesiąt osób, które wiedziały iloma lat starań poprzedzone było uzyskanie decyzji ZG ZKwP o powołaniu Klubu. I choć stało się to w 1995 roku, początek naszych starań sięgał połowy lat osiemdziesiątych XX wieku. Było wiele petycji, list poparcia, zebranych podpisów, które dopiero po prawie 10 latach odniosły zamierzony skutek. Być może na tym forum są jeszcze osoby, które to pamiętają. Byliśmy młodzi, energiczni, pełni zapału, a także w jakimś stopniu zaprzyjaźnieni i nade wszystko skupieni wokół najukochańszych briardów (...)
Dorota od 1998 roku odmawiała propozycji wyboru do władz skupiając się na kierowaniu Klubem Briarda, później rozszerzonym na drugą francuską rasę beauceron.
(...) Lata mijały, zmieniała się otaczająca nas rzeczywistość, populacja rasy i jej hodowców sukcesywnie rosła, a Klub na prośbę ZG ZKwP objął patronatem jeszcze jedną rasę (...)
(...) Niestety szybko się okazało, że w zderzeniu z brakiem osobowości prawnej i z realiami polskiej kynologii (struktura oddziałowa, a nie klubowa) możliwości Klubu są dalekie od naszych oczekiwań. Każda decyzja wymagała akceptacji Zarządu Głównego, a zdobycie interesujących nas informacji było ściśle uzależnione od współpracy z Oddziałami ZKwP, co w przypadku niektórych Oddziałów wiązało się z wielokrotnymi, czasem bezskutecznymi monitami z mojej strony. Niewielu pewnie wie, że wprowadzenie oddzielnego sędziowania briardów w kolorach na wystawach klubowych było poprzedzone wieloletnimi staraniami, które podjęłam jeszcze będąc w Klubie Psów Pasterskich Niepolskich. W końcu udało się to wywalczyć, ale dopiero po tym, jak taką zgodę uzyskały Kluby bardziej licznych spanieli i dogów. Pierwsza Klubowa Wystawa Briardów w 1996 roku odbyła się już wg nowych zasad, co było przyjęte bardzo pozytywnie przez jej uczestników (...)
(...) Warto wiedzieć, że na przełomie lat 80. i 90. XX w. hodowla briardów w Polsce rozwijała się bardzo dynamicznie i niewiele ustępowała ilościowo dzisiejszej. Od 1984 roku sprowadzano rocznie po kilka importów, najwięcej 9 w 1986r. i 7 w 1991r. O ile w 1983 I 1984r. urodziły się pojedyncze mioty po 8 szczeniąt, to w latach 1985-87 ta ilość wzrosła do 4-5 z około 30 szczeniętami rocznie. Później nastąpił jeszcze gwałtowniejszy wzrost zarejestrowanych miotów i szczeniąt, a ilość ta wynosiła odpowiednio:
1988r.: 9 / 49 (26-23)
1989r.: 15 / 94 (55-39)
1990r.: 15 / 106 (58-48)
1991r.: 10 / 63 (24-39)
1992r.: 21 / 159 (95-64)
Jeszcze do połowy 1993r. byłam w stanie rejestrować wszystkie urodzone w Polsce mioty starając się jeździć i osobiście je oglądać. W 1993 roku wydałam broszurkę z imiennym wykazem wszystkich sprowadzonych od początku (1979r.) importów i urodzonych szczeniąt... Miotów było tyle, że nie byłam już w stanie wszędzie dojechać. Nie było też możliwe bym, tak jak wcześniej, znała wszystkich hodowców i prywatnymi kanałami pozyskiwała od nich interesujące mnie informacje (...)
(...) Kiedy miałam i hodowałam briardy, można było rzec, że robię to także dla siebie. Ale ostatni mój miot urodził się w 2000 roku, zaś z ostatnim moim briardem pożegnałam w się w 2012, w tym samym roku, w którym umarł mój największy przyjaciej Kuba – Jakub Rosztajn, były sekretarz Klubu. Bardzo wiele zmieniło się też w mojej sytuacji zdrowotnej i osobistej, poza tym, że niepostrzeżenie dla siebie, zwyczajnie się zestarzałam. Coraz częściej się zastanawiam i zapewne nie jestem w tym odosobniona – po co mi to jeszcze? Odpowiedź jest jedna – sentyment i szacunek dla dotychczas wykonanej pracy (...)
(...) Szanowni Państwo, z przykrością Państwa powiadamiam, że w związku z pogłębiającymi się w tym roku problemami ze stanem zdrowia podjęłam decyzję o rezygnacji z funkcji przewodniczącej Klubu B&B. Klubu, który sama założyłam w 1996 roku przy wsparciu grupy inicjatywnej złożonej wówczas z około 120 osób i akceptacji ZG ZKwP (...)
(...) doszłam do wniosku, że czas najwyższy zakończyć tą niesatysfakcjonującą ani dla mnie, ani dla nikogo innego działalność i pozwolić wykazać się młodszym (...)
(...) Mam nadzieję, że moja dymisja jest tylko końcem pewnego etapu, który zaistniał w kręgu miłośników B&B w naszym kraju, a raczej będzie ona początkiem czegoś nowego i - bardzo bym chciała - lepszego, bardziej świeżego i odpowiadającego współczesnym wyzwaniom oraz Państwa oczekiwaniom. Niewątpliwie nasze ukochane rasy na to zasługują. Nigdy nie myślałam, że to powiem, ale Klub B&B w swoim dotychczasowym kształcie z końcem tego roku przechodzi do historii. Dziękuję za uwagę i serdecznie pozdrawiam wszystkich, którzy zechcieli mi ją poświęcić.
Ewa Dorota Sobolta (...)
Jedyne, autorskie opracowanie: I. Pintera Bez zgody autora i administratora strony zabronione jest powielanie treści, ich kopiowanie, przedruk, przetwarzanie z zastosowaniem środków elektronicznych zarówno całości jak i w częsci.
Serdeczne podziękowania dla Pana Alberta Kurkowskiego i przyjaciół Doroty za udostępnienie zdjęć.
Cytaty pochodzą ze wspomnień i wypowiedzi Ewy Doroty Sobolty w mediach społecznościowych.